Pierwsze kroki w biznesie za granicą

Iga: dla mnie najtrudniejsze w początkach mojego biznesu za granicą było dokładne zrozumienie potrzeb moich klientów. Często nie rozumiałam dokładnie czego oczekują oni od mojego lokalu. Nie chodziło tutaj o to, że nie znałam języka, tylko raczej o to, że nie rozumiałam francuskiej mentalności. Okazało się, że dla nich ważne było nie tylko jedzenia, ale także otoczenie.

Przychodząc do restauracji z polskim jedzeniem spodziewali się znaleźć dużo polskich akcentów, a nie typową, elegancką restaurację. Nigdy bym o tym nie pomyślała, gdyby jeden z gości odchodząc nie powiedział, że mamy bardzo dobre jedzenie, ale spodziewał się czegoś więcej. Zapytałam czego, a on na to odpowiedział, że chciał zobaczyć coś bardziej polskiego, bo eleganckich restauracji w Paryżu jest na pęczki. Przemyślałam sprawę i od tej pory nie tylko serwujemy dania naszej pysznej polskiej kuchnia, ale także mamy tematyczne miesiące, w których nasze kelnerski mają stroje nawiązujące do różnych regionów Polski. Wtedy też zawsze w menu są jakieś regionalne potrawy z danej części naszego kraju.

Dominik: przyznam szczerze, że wyjeżdżając do Hiszpanii z pomysłem, że będę tu mieszkał i prowadził firmę postąpiłem nieco nierozsądnie. Co prawda mój zawód – grafik komputerowy, pozwala mi pracować z dowolnego miejsca na świecie, ale okazało się, że założenie firmy nie koniecznie jest takie proste. Zwłaszcza jeśli nie mówi się po hiszpańsku. Moje doświadczenia są takie, że w tym kraju żaden urzędnik nie mówi po angielsku. Prawdę mówiąc wątpię czy prowadziłbym dzisiaj swoją firmę, gdybym nie trafił na – Gestoria Ramon Santafe. To biuro rachunkowe pomogło mi w założeniu mojej działalności gospodarczej, ponadto prowadzą moje księgi rachunkowe po hiszpańsku. To wygodne rozwiązanie, bo ludzie z biura rozmawiają z urzędnikami po hiszpańsku, a mnie w języku polskim przekazują wyniki tych rozmów. Układ, który świetnie funkcjonuje i którego z pewnością nie zmienię, bo dzięki niemu śpię w nocy spokojnie.